Przed przystąpieniem do pisania recenzji piszący powinien stanąć przed lustrem, by bez mrugnięcia okiem móc powiedzieć „zrozumiałem ten film”. W większości wypadków jednak nie jest to wymagane:
Przed przystąpieniem do pisania recenzji piszący powinien stanąć przed lustrem, by bez mrugnięcia okiem móc powiedzieć „zrozumiałem ten film”. W większości wypadków jednak nie jest to wymagane: opowieść jest jednowymiarowa, a bohaterowie są jednoznaczni, czyli nic specjalnego – tylko siąść i jeździć po filmie za płytkość, czerpiąc z tego dziką satysfakcję. Jak to określił Bartosz Żurawiecki w jednym z ostatnich numerów FILMU: „To lepsze niż seks”. Czasami można się jednak zetknąć z dziełem tak wybitnym i wieloznacznym, że przy bliskim kontakcie nie chce się w nie uwierzyć. Podczas oglądania nie słyszy się dialogów, tylko możliwości, bo każde zdanie można zinterpretować inaczej. W zależności od kontekstu, wydarzeń je poprzedzających lub w ogólnym wymiarze filmu. Oto bohater grany przez Zbyszka Cybulskiego wyskakuje z jadącego pociągu, pędzi na przełaj przed siebie, by w końcu dotrzeć do zapomnianej przez ludzkość mieściny. Tam zamieszkuje u pewnego gospodarza (Gustaw Holoubek), przedstawiając się jako Kowalski, wspominając przy okazji, że kiedyś mieszkał w tym domu. I co ważne, na zewnątrz nazywa się Malinowski. Musi używać fałszywego nazwiska, by się ukryć. Przed kim? Z pozoru wyjaśniają to senne koszmary nękające bohatera. Jednak po pewnym czasie widz zaczyna sobie zadawać pytania: przed czym tak naprawdę ucieka? Za co go ścigają? I najważniejsze: kim tak naprawdę jest? W relacjach ze społecznością miasteczka, będącą swoistym przekrojem społeczeństwa polskiego, zaczyna się powoli gubić. Opowiada różne warianty swojego życia, przedstawia się jako czarodziej. Jednak każda z tych relacji coś oznacza. Człowiekowi, podobnemu do dawno zmarłego aktora, uświadamia, że on nie jest tylko podobny – tylko że on jest tym aktorem. Wróżce wróży z ręki, z poety kpi, cierpiąc jednocześnie. Nie potrafi rozgryźć tylko Heleny, która zbywa go bez najmniejszego wysiłku. Kim są ci ludzie? Można ich potraktować jako symbol kolejnych etapów w jego życiu lub kolejnych stref emocjonalnych. Bohater miota się po scenie, próbując zadowolić wszystkie zmysły, zrozumieć je, uspokoić. Próbuje nad wszystkimi zapanować i w końcu mu się to udaje. Wewnętrzna walka dobiega końca, tylko że cała historia zatacza koło - wskutek zderzenia z rzeczywistością... Szary klimat miasteczka świetnie oddaje nastrój tej historii. Mocne to kino, przygnębiające – monolog Karola z końcówki to jeden z tych momentów w kinie, które będzie się pamiętać do końca życia. „Jestem taki sam jak wy!”. Jednocześnie jest to jeden z najlepszych filmów nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Wstyd nie znać, wstyd nie docenić. Polecam.